środa, 21 października 2015

We li­ve, as we dream-Alone : Prolog



* Oczami Teneshy:


' Broń Kronosa pojawiła się w jego ręce: dwumetrowy sierp, w połowie z niebiańskiego spiżu, w połowie ze stali śmiertelników. Sam widok ostrza sprawił, że ugięły się pode mną nogi. Ale zanim zdołałem zmienić zdanie zaatakowałem'

Obudziłam się głośno dysząc i rozglądając się po moim pokoju. Przeczesałam swoje włosy wstając i kierując się w stronę łazienki. Odkręciłam kran przemywając twarz ziemną wodą. Spojrzałam na swoje odbicie. Miałam Worki pod oczami. Nie rozumiałam tego. To nie pierwszy raz kiedy widziałam tego chłopaka.
Widziałam go już kilkanaście razy w moich snach. Kilka lat temu, rysowałam go trzymającego na swoich barkach nieboskłon. ( skąd wiedziałam, ze to on?) Od dziecka kocham mitologię Grecką, jest bardzo bliska memu sercu.
 Zgasiłam światło w łazience i wróciłam do pokoju. Usiadłam przy biurku, wzięłam ołówek i kartkę. Szkicowanie zawsze mnie uspokajało. Oparłam się o rękę i zaczęłam szkicować. Na początku ten rysunek nie przypominał nic, po czym gdy się przyjrzałam bardziej zobaczyłam, że moja ręka sama naszkicowała to co miałam w głowie. Młodego chłopaka z mieczem, patrzącego się na coś z przerażeniem.
 Nie rozumiałam tego. Widziałam go dokładnie. Oczami jakieś dziewczyny. Ledwo wytrzymywał, oddychając głęboko.
Wokół niego odbywała się jakaś walka. Zerwałam się, ściągnęłam bluzę z krzesła po czym jak najszybciej wyszłam z pokoju, żeby nie obudzić mamy. Moje wymywanie zdarza się coraz częściej. Od kilku miesięcy.



Jak najciszej wyszłam na dwór czując się obserwowana. Narzuciłam kaptur na głowę. Jutro zapytam się Grovera o co chodzi. On na pewno mi wytłumaczy...jednak czemu on był w w moim śnie?
Usiadłam na pobliskiej ławce.
' Nie poddawaj się Tenesho'
Rozejrzałam się, za osobą, która mogła to powiedzieć, ale nikogo nie było. Zaczął się jakiś koszmar. 
' Wdech i wydech'
Wstałam i ruszyłam w kierunku dziedzińca , który zaczął żyć. Z znikąd zaczęli się pojawiać jacyś dziwni ludzie. Mieli niemal dwa metry wzrostu. Patrzyli prosto na mnie. Przełknęłam ślinę idąc dalej.
Nie rozumiałam tego, co się dzieje.
- Cześć- odwróciłam się i zobaczyłam Grovera.
- Co ty tu robisz?- zapytałam rozglądając się dokoła.- Co tu się dzieje?
- Byłem w pobliżu.
- W środku nocy chodzisz po Chicago?- uniosłam wysoko brwi. Zaczął się miotać.
- Co ty tu robisz?
- Miałam koszmar, przyśnił mi się chłopak, On walczył...i ledwo wytrzymywał..
- Z kim?- narzucił kaptur na głowę.
- Nie wiem. Z jakimś chłopakiem. Miał taki miecz jakie mamy na lekcji historii.- jego twarz spoważniała. Jego usta poruszyły się w słowie " Percy'- Co za Percy.
- Co, nie...o co ci chodzi?
- Grover...tak ten chłopak ma na imię...ty coś wiesz- przełknął ślinę rozglądając się dokoła.
- Jesteś w niebezpieczeństwie.
- Niby czemu. Grou? Co ty wyprawiasz?- złapałam go za bluzę.- Co się dzieje? To tylko koszmary co nie.
- To się działo naprawdę. Śnił się Percy Jackson.
- Percy...jaki?
- Syn Posejdona- ściszył głos. Wybuchłam śmiechem, patrząc na niego jak na idiotę.
- Kłamiesz...Posejdon to bóg. On nie ma dzieci i nie istnieje.
- istnieje...musimy iść po twoją mamę- dodał pociągając mnie za rękaw- Chodź musimy obudzić twoją mamę.
- Grover- wykrzyknęłam.
- Ciszej...oni nas...widzisz ich- brodą wskazał na wyrośniętych goryli. Pokiwałam głową.- Oni są niebezpieczni. Musimy iść.
- Wyjaśnij mi to.
- Zrobię to w samochodzie. No chodź!
- Czemu jestem w niebezpieczeństwie?- przewrócił oczami.
- Jesteś gorsza od Percy'ego. Twoja mama ci powie.
- Co powie?
- Twój ojciec To Apollo. Bóg piękna i sztuki!


"Oczekiwanie na niebezpieczeństwo jest gorsze niż moment, gdy ono na człowieka spada."