czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 1


Percy:

Wszystko na początku zapowiadało się dobrze. Miałem pewne plany, co do Annabeth oraz do moich najbliższych przyjaciół. Nie niepokoił mnie fakt, że się do mnie nie odzywała, gdyż my herosi nie możemy używać telefonów, bo równie dobrze, mógłbym stanąć w jakimś dobrze widocznym miejscu dla potworów i wykrzyknąć głośno ' Hej. Tu jestem. Macie załatwioną kolację'

Używamy, więc tylko iryfonów, ale to tylko czasem.
Wsiadając z Paulem i moją mamą do samochodu, po pysznym śniadaniu  składających się z niebieskich gofrów i niebieskiego napoju. ( Dlaczego niebieskie? To mój ukochany kolor, niegdyś śmierdziel Gabe uważał to za głupotę i rzecz nie możliwą. Tylko, ze takie słowo nie istnieje u mojej mamy. )
Percy może zaliczyć cały rok szkolny jego śniadanie może być niebieskie'. Żartujemy na temat niebieskiego jedzenia od bardzo dawna, jeszcze wiele lat przed tym, gdy dowiedziałem się prawdy o moim ojcu. Kojarzycie te mity o tych bogach olimpijskich? A więc oni nadal istnieją, i razem ze wschodnią tradycją przenieśli się do Ameryki. I jestem synem pana mórz. Synem Posejdona. Fajnie być celebrytą wśród kałamarnic. Nie ma, co.

Możecie mieć różne wyobrażenia, ale jak się go spotka...Można go pomylić z jakimś plażowiczem z Karaibów.
Ostatnim razem, gdy się widzieliśmy był ubrany w wzorzystą koszulę z krótkim rękawem, na której były wymalowane palmy kokosowe, czarne bermudy i skórzane sandały.
Mój ojciec jest równym gościem, no chyba, że się wkurzy, to można przez przypadek zmienić się w wodorosty. Na początku się go obawiałem i miałem żal, teraz rozumiem, dlaczego nas opuścił. Nie
Wyobrażam sobie boga mórz mieszkającego z nami w naszym małym mieszkanku na Upper East Side.

Jednak teraz nie żałuje. Moja mama jest szczęśliwa z Paulem, z którym się przy okazji bardzo zaprzyjaźniłem.

Siedząc w jego czerwonym priusie, po czym ręką sięgnąłem do kieszeni. Czułem tak Orkana. To mój miecz, dla śmiertelników wygląda jak długopis, i tak jakby jest nim do chwili, gdy nie zdejmę zatyczki.
Jednak ma długą niezbyt przyjemną historię. 


Dostałem go w pierwszym roku na obozie, nie licząc tego, ze prędzej załatwiłem ( tak mi się wtedy przynajmniej wydawało) moją nauczycielkę Matematyki.

No i tak właśnie Orkan jego greckie imię to Anaklymos ( Tł. Wzburzona fala) należy do mnie. Fajnie, co nie. Nie ma, co, jestem przygotowany na wszystko. Na walkę z potworami i na kartkówkę z matmy.
Westchnąłem wyglądając przez okno. Coś mi się przyglądało się, już nauczyłem się rozróżniać, kiedy moja śmierć jest blisko.
Odwróciłem głowę, ale nikogo nie udało mi się dostrzec.
' Gdyby była tu Annabeth'
Na wspomnienie mojej dziewczyny, uśmiech wstąpił mi na twarz. Nigdy nie będę żałował, że jestem półbogiem. Inaczej bym jej nie poznał. Może i jest zaborcza, ale szczerze...Mnie się podoba. No może niegdyś wkurzało mnie to, jak się wkurzała o moją kumpelę Rachel ( jest wyrocznią), ale teraz jest ok. Na razie.
- Percy. Wszystko w porządku?- Mama spojrzała na mnie w lusterku. Chciałem odpowiedzieć, ze tak. Ale wcale nie było. Z resztą, nie umiem jej za dobrze kłamać.- Coś się dzieje?
- Nie, jest dobrze- uśmiechnąłem się w jej stronę. Och, kolejne genialne kłamstwo Percy'ego Jacksona. ( A potem się dziwię, że kończę niemalże, jako kolacja dla potworów)
- Ale gdyby się coś- zaczęła, na co westchnąłem. Paul postanowił mi pomóc, bo wtrącił:
- Percy by nam powiedział. Nic się nie dzieje- może nie chciał dać tego po sobie poznać, ale i on czuł, że coś złego się wydarzy.
- Niech będzie-westchnęła.- A jak z pamięcią? Już lepiej.
- Tak, tak- westchnąłem wyglądając przez okno. O co chodzi z pamięcią? Pewna wkurzająca bogini ( Ehem Hera Ehem) sprawiła, ze zapadłem ' w zimowy sen’, przez co przespałem ileś miesięcy, po czym wyczyściła mi pamięć i wysłała do rzymskiego obozu. Czego teraz nie żałuje, ale wtedy chciałem dać jej w twarz.
 Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. I nie wiem czy to z tęsknoty, czy z jakiegoś innego powodu, ale zobaczyłem Annabeth. Pomrugałem i już jej nie było. Westchnąłem zamykając oczy. Martwię się o nią, co jeśli na tej misji stało się coś złego?
- Cieszysz się z powrotu?- Zagadnęła mama.
Uśmiechnąłem się.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo...Stęskniłem się za obozem..
- Raczej za Annabeth- mruknęła mama, spoglądając na mnie w lusterku. Poczułem jak się rumienię. Będzie mi teraz dogadywać? Świetnie.
- Nie zawstydzaj go Sally- Paul roześmiał się.- Od tego jest Annabeth.
- Ty też?- Pokiwał głową.
- To za pana Popisa.
- Posejdon też tak powiedział!- Wykrzyknąłem.
- Wiadomo, po kim jesteś tak ...
- Przystojny.
- W 3 % mądry- mama wybuchła śmiechem a ja zrobiłem obrażoną minę.
Popis nie ze mną te numery. Jestem Percy Jackson! Światowa gwiazda, najlepszy celebryta wśród morświnów, i wielorybów.
' Boże, w jakim towarzystwie się obracam'
' Skończysz, jako sprzedawca ryb za 10 centów'
- Popis...Ty ze mną nie zadzieraj...Mam na ciebie masę ciekawych rzeczy.
- Nic nie pobije twojego zdjęcia z kąpieli, gdy byłeś małym chłopcem.- Oświadczyła mama uśmiechając się szeroko.
-Zatopiony.
- Mamo! Miałaś to spalić.
- Ale Annabeth je chciała.
- Święty Boże to Annabeth je widziała?
- Ma takie w portfelu.
W samochodzie zapanowała cicha. Widziałem, jak Paul ledwo wytrzymuje.
Annabeth widziała to zdjęcie. Ok Zeusie, droga wolna. Błagam spal mnie!

Już słyszałem ten śmiech Zeusa, słyszącego to.
' Ej no nie poddawaj, się Hermes ukradł pięćdziesiąt król idąc w samej pieluszce. '
' Ty porównujesz mnie do nich?'- Warknąłem  myślach. Za pewne gdyby moja podświadomość miała ramiona, wzruszyłaby nimi i rzuciła:
' Możesz skończyć jak Dionizos'
- Nie. Nie. Nie!- Wykrzyknąłem zrozpaczony ukrywając twarz w dłoniach.
- Ale Percy, nie widziała zdjęcia, gdy byłeś mały, byłeś ubrany w sweterek w takie słodkie rybki i bez zębów. Ono jest takie słodkie.

- Naprawdę mnie nie kochasz?
Paul zachichotał.- Ty się nie śmiej. Założę się, ze na ciebie też coś ma.
- Na ciebie ma więcej...
- Nigdy więcej nie zapraszam do nas Annabeth- mama uśmiechnęła się wymuszanie.- Mamo.
- No, bo ja dałam jej cały album- Paul ryknął śmiechem, a ja miałem ochotę się utopić.
Gdyby to było możliwe.
' Cholerne zdolności dzieci Posejdona'
- Sally Jackson...Dlaczego? Zawsze byłem dobrym synem.
- No, bo oglądałyśmy filmy z tobą, gdy byłeś mały.
- jeszcze lepiej.
- Uważaj, bo się zapowietrzysz- zwróciłem się do Paula. Założyłem ręce na klatce piersiowej.
- Nic takiego się nie stało.
- Nic? Ona ma moje zdjęcie z kąpieli.
- A co to za różnica, przecież już cię widziała.
Zarumieniłem się po same uszy. W tym problem, że nie widziała. Nie miała, kiedy.
- Lepiej, żeby nie widziała- odezwała się mama- Jeszcze nie daj boże wyjdą takie małe Persusie. Wiesz, jakie to nadpobudliwe jest?
Ukryłem twarz w dłoniach. Pierwszy raz chciałem mamę ukatrupić.
- Mam cie dość.
- Tak? A w wieku dwunastu lat za mną płakałeś, gdy spóźniłam się 10 minut do domu.
- Tego nie było.
- Ta jasne.
- Za moich czasów- wtrącił Paul.
- Ujeżdżało się dinozaury.
- Czy coś sugerujesz?
- Musiała cię widzieć. Co to miało znaczyć.
- - Po ostatniej scenie, gdy was nakryliśmy myślałem, ze wiesz..
- Nie nie zostaniesz dziadkiem.
- Bardziej byś się postarał.
- Powiedział geniusz.
- Ta no właśnie- wtrąciła niepewnie mama, ale ja i Paul byliśmy zajęci dogadywaniem.
- Sam se zrób dzieciaka.
- Och...Chcesz brata.
- Albo siostrę.
- Agggr.
- Percy wdech i wydech, tak jak pedagog szkolny mawia.
- On mówi, żebym zjadł mak! Zastanawiam się, czy on nie jedzie na grzybkach halucynkach.
- One są najlepsze.
- próbowałeś je- Paul się uśmiechnął.
- Paul- mama popatrzyła na niego surowo.
- Ja..Nie...Ee..To nie tak.
- Ja. Mamy cię!
- Zamknij się Percy.
- Dacie mi coś powiedzieć?- Spytała niepewnie mama.
- Ta jasne.
- Chciałbyś rodzeństwo?
- Przed chwilą o tym gadaliśmy... Z resztą mam Tysona.
- Ale takie normalne .
- Obrażasz wielkoluda? Jak możesz, zapłakałby się na śmierć.
- Oczywiście, jesteś takim kochanym synkiem, że nic mu nie powiesz.
- No, tak. Nic nie powiem.
- A więc?
- No...Czemu by nie...Fajnie by może było.. A..Mamo, dlaczego pytasz?
- Tak o- uśmiechnęła się szeroko.
- Jesteśmy na miejscu- mruknął wesoło Paul- Też bym chciał być herosem.
- Herosem to ty jesteś...
- Powiedz, że w łóżku a pawia masz gotowego- wtrąciłem śmiejąc się jak głupi. Odpiąłem pas, po czym otworzyłem drzwi- Uciekam. Kocham was.
- My ciebie też.
- Przeżyj.
- Paul...Ja bym nie przeżył- uśmiechnął się, po czym spojrzał na mamę bliską łez. Jak zwykle to samo.
- Mamo nie wyjeżdżam na zawsze.
- No właśnie.
- To tylko dwa miesiące.
- Będziemy mieli czas dla siebie.
- No nie do końca.
- Sally?
- Mamo?
- Do zobaczenia Percy.
- Okey...
' Tajemnice...Nie zdziwię się jak wrócę do domu, i będzie nowy członek rodziny'

Tenesha:
Siedziałam z mamą samochodzie wyglądając przez okno. Miałam ogromny żal do mamy. Jak mogła tyle lat mnie okłamywać. Ok, może Grover wspominał coś o tym, że żyjąc w niewiedzy byłam bardziej bezpieczna, ale czy ona się liczy do cholery z moimi uczuciami? Czy  ja cokolwiek dla niej znaczę?
' Czy kiedykolwiek znaczyłam?'
Do oczu napłynęły mi łzy.
Nie rozkleję, się. Nie przez nią.
Spojrzałam na mamę, była smutna. Jasne, niech udaje dalej.
- Tenesho.
- Ile jeszcze?- Warknęłam nie spoglądając na nią. Usłyszałam jak wzdycha- Ile?
- Nie chce byś tam..- Urwała.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi prawdy?
- Z troski- przewróciłam oczami- Naprawdę. Nie chciałam byś cierpiała, mam tylko ciebie.
- I swoja ukochaną prace.
- Tensha.
- Co?- Warknęłam- Prawda boli, co nie?- Do oczu napłynęły łzy, pomrugałam.- Dlaczego mój ojciec, nie może być kimś normalnym.
- Trudno.
- Trudno?- Wykrzyknęłam oburzona.- To określenie tu nie pasuje.
- Zakochałam się w nim. Co mam ci więcej powiedzieć.
- Skąd wiesz, ze to Apollo?
- Powiedział mi.
- A mam ci w to wierzyć, ponieważ?- Zjechała na pobocze.
- Bo jestem twoją matką.
- Słaby argument.
- Tenesha.
- Co będzie dalej? Ze mną?
- Będziesz trenować...Jest wiele takich dzieci.
- co jeśli mnie nie zaakceptują? Mam trudny charakter.
- Nie ty jedna. Słuchaj będziesz...
- Co?
- Apollo nie miał tylko ze mną romansu.
- Świetnie. Czyli będę mieć rodzeństwo?!- Pokiwała głową. Odpięłam pas.
- Co tu robisz?
- Wychodzę. Żegnam. Nie musisz mnie szukać...I nie czekaj..Nie wiem czy wrócę. Potwory mnie zjedzą.
- To nie są żarty!- Zamknęłam z trzaskiem drzwi. Po czym pobiegłam w stronę wzgórz, powstrzymując łzy. Nie jest łatwo się dowiedzieć, ze twój ojciec jest greckim bogiem.

Rzuciłam plecak na ziemię, po czym usiadłam na niej i w końcu nie wytrzymałam.
Rozpłakałam się.
Nie mam siły, moja najlepsza przyjaciółka robi mi ciągłe wyrzuty. Niegdyś byłyśmy nie rozłączalne, a co z tego? Raz nie byłam na jej zawołanie to mnie olała. 
Do tego matka ciągle myśli o pracy, a ja jej potrzebuje. Te sny...One są koszmarne. Czuje ból tego chłopaka...Czuje się tak jakbym była tam razem z nim.
Ukryłam twarz w dłoniach.
- Płacz nic ci nie da- wytarłam łzy i rozejrzałam się. Nikogo przy mnie nie było.
Gdy nagle w jednej chwili koło mnie zmaterializowała się jakaś dziewczyna.
Była to blondynka o szarych niemalże burzowym odcieniu oczach. 
Była ubrana w grecką zbroję, pomarańczowy podkoszulek, czarne dżinsy i trampki. W Ręce natomiast miała jakąś czapkę.
Odsunęłam się nieco od niej.

- Nie bój się- poleciła spokojnie, siadając obok mnie. Z kieszeni wyciągnęła haftowaną husteczke, po czym mi ją podała.- No weź.
Niepewnie ją wzięłam.- Nieśmiała jesteś, jak na taką dziewczynę.
- To znaczy?
- No wiesz glany..Podarte dżinsy- zaśmiała się- Przypominasz mi, Thalię.
- Kogo?- Machnęła ręką.
- Nazywam się Annabeth Chase, a ty?- Mimo wszystko musiałam przyznać, że ładna jest, gdy się uśmiecha. Może jej oczy były nieco przerażające, ale nie wyglądała na kogoś, kto chciałby mnie zabić.
- Tenesha Tale.
- Miło ciebie poznać.  Jesteś córką jakiegoś boga prawda?- Pokiwałam głową.
- Skąd wiesz?
- Też mam boskiego rodzica.
- kto nim jest?
- Atena...Ale nie chce o niej rozmawiać. Musze iść- zaczęła się nerwowo rozglądać- Jakby ktoś pytał...Nie widziałaś mnie.
- Dlaczego?
- Bo tak. Przysięgnij mi, ze nikomu nic nie powiesz- w jej oczach zalśniły łzy- Muszę trzymać się od nich z daleka- z utęsknieniem spojrzała na wzgórze. - Jakby ktoś mnie tu zobaczył.- Myślałam, ze się popłacze. Tak wyglądała.
- Coś się stało?
- Nie ważne. Idź na wprost, wzdłuż wzgórz..Zobaczysz..O nie- wykrzyknęła, po czym nałożyła czapkę niewidkę i zniknęła. Spojrzałam w kierunku, w jakim patrzyła.- To on- odezwała się cicho. 
Z samochodu wysiadł jakiś chłopak.
Nie..Nie jakiś. To on. Przełknęłam ślinę.
- Znasz go?
- Nie da się nie znać, kogoś, dla kogo się żyje.
- Aaa..
- To mój chłopak...A raczej był- westchnęła.- On cię zaprowadzi...Uważaj na siebie... A i..Daj mu to- koło mnie na ziemi, pojawił się jakieś paciorki.- Daj mu to.
- Ale.
- Uważaj.
- Gdzie idziesz? Proszę, chce iść z tobą?
- To chodź- szepnęła głośno wzdychając.- Będę do ciebie po cichu mówić, ok.
- Ta jasne- narzuciłam plecak na ramie, po czym ruszyłam za głosem nowo poznanej dziewczyny. Gdy oddaliłyśmy się nieco od wzgórza, zdjęła swoją czapeczkę.
- Nie chcesz ze mną iść.
- Dlaczego do niego nie pójdziesz?
- Bo nie stoję już po ich stronie.
- Jakiej stronie? Annabeth...- Warknęła i tupnęła nogą.
- Już rozumiem, dlaczego Luke się zbuntował! Bogowie, ciągle psują nam życie. Gaja ma rację, u niej będzie o niebo lepiej- odgarnęła kosmyk włosów.
- Nie wyglądasz za pewną, swojej decyzji.
- Bo nie ma ze mną Percy'ego.- spuściła głowę.- Kocham go najbardziej.
- To go przekonaj...I pozwól mi z sobą iść. Nie chce tam w sensie do obozu trafić, skoro uważasz, ze Bogowie nie są za dobrzy.
- Są okropni! Mam ich dość, mam nadzieję, ze tytani zmiotą ich z ziemi- dopiero teraz dotarł do mnie fakt, ze Annabeth ma złote oczy, a gdy wspomina o tym Percy'm, ma szare.
- Ty masz złote oczy. Ktoś tobą manipuluje!
- Co? Nie.
- Widziałam.
- Coś ci się pomyliło.
- Teraz mówisz i zachowujesz się jak typowa lalka.
- Tą typową lalkę kocha syn boga mórz.
- No nieźle, daje dużo autografów- widziałam jak zagotowała się ze złości, podczas, gdy ja śmiałam się jak głupia.
- Weź się odwal i idź tam.
- Chce iść z tobą.
- Nigdzie z tobą nie idę!- Warknęła.
- Kto tobą manipuluje?! Bogowie są dobrzy.
- Nie.
- Tak!
- Nie znasz, ich oni chcieli zabić Percy'ego.
- Och...
- Nienawidzę ich- nagle zamrugała i jej oczy znowu były szare.- Chociaż, gdyby nie oni ja i Percy...- Pokręciła głową- Ważne jest to, ze trzeba ich zniszczyć.
Patrzyłam na nią jak na świra.
- Że kurwa, co?
- Jajco!  Słuchaj prawie osiem lat czy dziewięć słuchałam się bogów...I za każdym razem...Niemal traciłam tego głupiego glonomóżdzka...
- Teraz też go stracisz.
- Nie stracę. On mnie kocha i przejdzie na stronę tytanów.
- Tak jak podczas walki z Kronosem- spojrzała na mnie zaskoczona. Machnęłam na to ręką- Annabeth nie wiem, kto tobą manipuluje.
Nagle wyprostowała się jak struna, jej oczy zrobiły się jeszcze jaśniejsze.
- Chcesz iść ze mną?- To nie był jej głos. Nieśmiało pokiwałam głową. Uśmiechnęła się szatańsko.
' Kolejny świr'
- Za miesiąc przyjdę tutaj, podszkolisz się trochę...wtedy zdecydujesz, czy się przyłączysz.
- Niech będzie. Ale to ty będziesz żałować..Co jeśli twój Percy zakocha się w kimś innym- sięgnęła po sztylet, ale nie wyciągnęła go. Ledwo opanowała łzy.
- Zrób wszystko by się tak nie stało. Spróbuj go przekonać..
- Nie, zrobimy tak. Ja tu przyjdę, z podjętą decyzją... Przyjdę, z nim...- Pokręciła głową.
- Nie...Rozumiesz..- w końcu łza wydostała się jej z oka. 

- Koniec, kropka. A teraz żegnam.- Zawróciłam się i pobiegłam przed siebie.
Nigdy nie chciałam być swatką, ale widocznie ten morski chłopak, jest kimś wyjątkowym skoro ona tak cierpi z tęsknoty.
I kto wie, może się zakolegujemy.
Percy:
- Grover!- Wykrzyknąłem widząc mojego najlepszego kumpla. Gro, jest satyrem, na początku byłem w szoku, ale potem zrozumiałem, że to nie ma dla mnie różnicy, czym jest. Jest najlepszym kumplem pod słońcem. Poznaliśmy się w szkole YANCY, jak się później okazało to on ' zobaczył' we mnie herosa.
Kozłonóg spojrzał na mnie, a po chwili znalazłem się  niedźwiedzim a raczej kozim uścisku.
- Peercy- zabeczał, przytulając mnie do siebie- Boże, myślałem, już, że nie przyjedziesz.
- odliczałem dni do obozu.
- Dobrze cię widzieć.. Co słychać?
- To, co zawsze, tyle, że tym razem kilka razy widziałem się z Frankiem i Hazel no i Rachel.
-, O, co słychać u naszej wyroczni?
- Nie wdała się w bójkę.
- jej...Udało jej się- zaśmialiśmy się.- Może będzie panienką z dobrego domu- popatrzyliśmy na siebie, po czym wybuchliśmy śmiechem.
Prędzej Clarisse stanie się lalunią, niż ona będzie panienką z dobrego domu.
- Gdzie Annabeth?- Pobladł, a mnie uśmiech znikł  z ust.- No gdzie się ukryła? Niech zgadnę, czyta kolejną książkę z architektury, co... I wiesz...Zarzuciłem tylko na jedno ramie plecak, po czym zacząłem w nim grzebać. Wyciągnąłem książkę.- Chciała coś nowego do czytania o architekturze...Na pewno jej się spodoba- kozłonóg był bliski płaczu.
- Hej, nie wzruszaj się.
- Jasne.
- Grover, to gdzie jest Annabeth?
- Nico na ciebie czeka- zmienił nerwowo temat.
- Później do niego wpadnę, z resztą, nie miałeś być z tą no...Teneshą.
- Ona przyjedzie później i wiesz ona jest cudowna.
Wybuchłem śmiechem.
- Grover masz dziewczynę, Kalina się obrazi.
- Co nie..Nie o to biega..
- Jasne, stary Grover się zakochał.
- Kocham Kalinę. Wiesz jak jest, gdy się- ugryzł się w język.
- Oj tak..Najpierw duszenie, a teraz kochanie- uśmiechnąłem się. Rozglądałem się za panią mądralińską, ale nigdzie jej nie widziałem. Nie widziałem też Clarisse.
- Chodźmy do domu Nico.- Pociągnął mnie za rękę w stronę domku syna Hadesa. Chciałem coś powiedzieć, ale czułem, ze jak tam nie pójdę, to zje całą zastawę sztućce podczas kolacji. 



No i jest pierwszy rozdział.
Wybaczcie masę błędów, ale komputer nam nie pomaga.
No nic, jutro powinna pojawić się druga notka.
Wesołego Nowego Roku.
~~ Tenesha Tale  & Diana Jackson.