piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 2




Przez całą drogę do domu Nico, starałem się wypytać Grovera o moją dziewczynę i z każdą chwilę coraz bardziej obawiałem się, że zaraz nie wytrzymam i pierwszy raz w życiu zacznę klnąć na Grovera.
- Grover, gdzie jest Annabeth?- Spytałem piorunując go wzrokiem.- Przez cały rok milczała.
Warga mu zadrgała, chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy usłyszałem znajomy głos.
- Percy, jak tyś wyrósł- odwróciłem głowę, i zobaczyłem uśmiechniętego Chejrona. Był ubrany w pomarańczową obozową koszulkę, i miał przewieszony łuk.
- Cześć Chejronie- uśmiechnąłem się słabo. Mój entuzjazm nie był za mocny na jego widok, co widocznie go zmartwiło.- Nieźle wyglądasz.
- Za to ty wyglądasz, jakbyś dopiero, co zobaczył ducha.- Westchnąłem.- Chodź przejdziemy się.
- Miałem iść do Nico.
- On rozmawia z Frankiem.
- Grover zaraz przyjdę- tak szybko pokiwał głową, że wydało mi się, że zaraz mu odpadnie.
- Mam cię na oku- dodałem, po czym ruszyłem z Chejronem w kierunku mojego domku.- Co się tu dzieje?
- Nie rozumiem.
- Nigdzie nie ma Clarisse, i Annabeth- westchnął.
- Nic nie trawa wiecznie.
- Zaczynam się obawiać. Myślałem, ze, chociaż na razie będziemy mieli spokój.
- Percy, nie chciałem cie martwić, ale rzymianie, zaczęli się buntować.

- Raczej Oktawian ich buntuje- warknąłem.- Nigdy nie przepadał za Grekami.- Centaur wzruszył ramionami.

- Tak było od wieków.
- Jak nie połączymy sił, nie pokonamy tytanów.
- Coś się wymyśli.
- Szykuje się kolejna wojna, co?
- Niestety tak...Niestety. Życie herosa nie jest łatwe.
- zauważyłem- przeczesałem nerwowo włosy.- Ostatnim razem ledwo daliśmy radę.
- Daliśmy...No właśnie..Teraz też damy.
- Ale wtedy była Annabeth- spuścił głowę.
- Nie myśl o tym Percy.
- Dlaczego nie chcecie mi powiedzieć, prawdy?
- Bo...Idź...Nico z tobą pogadać.
- Jasne, znowu jestem zbywany. Cudownie.
***
Było to dość dziwne miejsce, nigdy nie widziałam pola treningowego, na którym walczy się mieczem, albo strzela się z łóżku, najdziwniejsze jednak były domki, każdy był całkiem inny od poprzedniego, niektóre były wręcz groteskowe, ciekawe, kto w nich mieszka. Jednak mimo wszystko było tu całkiem ładnie, wokół znajdowały się ogromne połacie lasu a mniej więcej pośrodku obozu znajdowała się wielkie jezioro o lazurowym kolorze, wszędzie wyczuwalny był zapach świeżości, nie było tu spalin samochodowych ani innych zanieczyszczeń jak w mieście, było po prostu pięknie, tak naturalnie, człowiek mógł poczuć się tu naprawdę wolny, zaczynało mi się tu, co raz bardziej podobać, kto wie może naprawdę zostanę tu na dłużej.
- Hej uważaj- w jednej chwili zostałam przygnieciona do ziemi, przez jakąś dziewczynę. Popatrzyłam prosto w jej brązowe oczy i ledwo powstrzymałam się od głośnego westchnięcia.
' Ależ ona ładna'
Dziewczyna zsunęła się na ziemię obok, nie spuszczając mnie z oczu. 
- Nic ci nie jest?- Spytała aksamitnym głosem. Pomrugałam i powiedziałam coś mądrego:
- cześć.
Zachichotała, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Przy okazji jest bardzo ładna, gdy się uśmiecha.
- Cześć...Piper jestem- wyciągnęła rękę w moim kierunku. Uściskałam ją.
- Tenesha Tale.
- Jesteś tu nowa tak?- Pokiwałam głową- Nie żałuj. Jest tu cudownie. Chodź- pomogła mi się podnieść.- Będziesz się tu uczyć walki na miecze, strzelania z łuku...
- A z kim będę w domku?
- Na razie będziesz w domku jedynastym- odparła wesoło.- Do póki, twój boski rodzic cie nie uzna.
- A kto jest twoim boskim rodzicem?
- Afrodyta- w jej głosie zabrzmiała gorycz- Wolałabym Atenę, no, ale cóż. Nie mogłam o tym zadecydować.
- Ta...To zrozumiałe. A znasz Grovera?
- kto by go nie znał? To on odnalazł najpotężniejszych herosów- odparła dumnie.
- Ciebie?- Zarumieniła się.
- Nie. Dzieci wielkiej trójki. Córkę Zeusa- Thalię, Syna Posejdona-...
- Percy'ego- wtrąciłam. Popatrzyła na mnie marszcząc brwi.- Grover coś wspominał.
- On dużo gada...
- Zauważyłam i je sztućce- wybuchła śmiechem. 
- Dobrze, ze masz dobry humor, bo Pan D. Ostrzegam.
- Pan D.?
- Dionizos...Niby jest łagodniejszy, ale ostrzegam...
- Jacy są bogowie? Rozmawiasz z swoją mamą?
- Nie. Bogowie mają swoje sprawy.
- Czyli my ich nie interesujemy.
- Oni zawsze byli nieco samolubni.
- Nieco.
Już wiem, dlaczego Annabeth tak się wkurzyła. No właśnie mam sprawę do załatwienia.
- Gdzie znajdę Percy'ego Jacksona?
- Od godziny jest na arenie do szermierki, i walczy z Nickiem a Grover im kibicuje, a co?
- Mogłabyś mnie tam zaprowadzić?- Uśmiechnęłam się do niej.
- jasne. Czemu by nie- uśmiechnęła się do mnie promieniście.
- Dlaczego to..- Urwałam.
- Dlaczego co?- Zachichotała.
' Ach ten głos'
- Masz taki cudny głos. Też tak chce!- Wybuchła śmiechem, widząc jak tupnęłam nogą.
- Myślę, ze się zaprzyjaźnimy.

- Też tak myślę.
- O to oni- palcem wskazała na mojego przyjaciela Grovera, i chłopaka, którego widziałam. Patrzyli na nas. Grover coś mówił do Percy'ego, a on się od czasu do czasu uśmiechał.
- Na co oni się tak gapią?- Warknęłam.
- Grover może chce cie poderwać, a Percy- posmutniała.
- Co takiego Percy?
- Jego dziewczyna Annabeth nie powróciła z wyprawy... A on ją kocha najbardziej na świecie. Znali się sześć lat.
' I ona go zostawiła'
' Przekonaj go'
- Cześć chłopaki- rzuciła wesoło Piper.- Poznajcie Teneshę.
- Cześć- uśmiechnął się Grover, chwytając mnie w uścisku. Zaśmiałam się.
Odsunął mnie od siebie. Spojrzałam na Percy'ego.
- Czołem.
- Cześć, a więc ty jesteś synem boga mórz.
- Tak, to ja.
Sięgnęłam do kieszeni, wyczułam tam naszyjnik z glinianymi paciorkami.
- Możemy pogadać na osobności?- Pokiwał głową, po czym ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.- Jacy są bogowie?
- Zależy, którzy mój ojciec jest...Spoko...No chyba, ze się wkurzy.
- Często to robi?
- Niekiedy.
- Jesteś jego ulubieńcem.
- Mam taką nadzieję- zaśmiałam się.
- Słyszałam o Annabeth- popatrzył na mnie poważnie i pożałowałam, ze wtrąciłam ten temat. Jego oczu są przerażające.- Wybacz.
- Nie, przepraszam- odwrócił głowę.- Po prostu..Wiesz co z nią? Wszyscy ukrywają przede mną prawdę.
Rozejrzałam się, przyglądało nam się sporo osób.
- Ty jesteś Tenesha- odwróciłam głowę i zobaczyłam centaura.
- Tak, to ja- uśmiechnęłam się słabo.- Miło mi.
- Nam również. Chodź pokaże ci domek.
- Najpierw chce pogadać, z Percym.
Centaur wymienił nerwowe spojrzenie z Groverem.
- Co przede mną ukrywacie?- Warknął. Widziałam, ze jest zrozpaczony.
- Nic mu nie powiedzieliście?
- Nie, i lepiej dla niego.
- Chce wiedzieć- warknął. Popatrzyłam na niego, tak samo reagowałam, gdy mój ' ojciec' mam na myśli ojczyma, z którym się przyjaźniłam...Gdy dowiedziałam się o jego śmierci.
- Percy, to nie czas i pora.
- No właśnie- wtrącił się Grover.
- Kłamstwa nic dobrego nie przyniosą- odparłam spokojnie.
- Ty wiesz, coś na jej temat?
' Rozmawiałam z nią'
- Tak, i chce byś...Musisz to zrozumieć.
- Co?
- Ona..
- Clarisse wróciła!!
' Cholera. Co to za Clarisse. Oni mają tak zawsze? Nigdy nie dają dojść do słowa?'
***
Po półgodzinnym tupaniu, nogą i wysłuchiwaniu dziewczyny o imieniu Clarisse traciłam cierpliwość, z reszta Percy też. Temat Annabeth był dla niego ciężki.
- Nie damy rady. Jej wojska, są..- Urwała. Spojrzała na Percy'ego.- To przez nią,.
- Przez kogo?
- Oszukała nas- warknęła Clarisse- A my jej ufałyśmy.
' No to klops'
- Percy..
- Cicho Tenesho- warknęłam pod nosem- Mów Clarisse. O kogo ci chodzi.
- O kogo...O kogo...O Annabeth...Zdradziła nas..
- Nie.
- Tak...
- Co ty mówisz?
- Annabeth przeszła na stronę tytanów- stojący obok mnie Percy zrobił coś, czego po nim się nie spodziewałam. Upuścił miecz.
Popatrzyłam na Percy'ego z niepokojem. Nie wyglądał najlepiej. Z resztą co się dziwić.
Bałam się, ze zrobi coś złego i głupiego z żalu.
' A ty co byś zrobiła, gdybyś usłyszała, ze twoja dziewczyna przeszła na stronę tytanów?'
- Percy...Echem...To- spojrzał na mnie i od razu pożałowałam, że sie odezwałam. Zamknęłam swoją piękną jadaczkę, czując jego spojrzenie.
Nieco przerażające przy okazji.
W kieszeni czułam naszyjnik z paciorkami, jaki dała mi Annabeth. Muszę mu wytłumaczyć. Muszę.
- Rozejść się i wracać do zajęć- wykrzyknął centaur. - Tenesho pójdziesz ze mną dobrze?- Pokiwałam dość niechętnie głową. Musze pogadać, z Percym. No i z Piper- obejrzałam się za siebie. Ciągle tam stała, ledwo powstrzymując łzy. Które zalśniły w jej pięknych oczach.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na centaura. Patrzył na Percy'ego.- Przykro mi.
- To nie może być prawda!- Warknął.- Nie ona. Clarisse nas kłamie!
- Po co miałabym to robić?- Spytała oburzona.
- Bo zazdrościłaś, ze...
- Trzymajcie mnie bo zaraz mu wpieprzę.
- Annabeth nie przeszła na stronę tytanów!- Wykrzyknął zdruzgotany.- Nie wierze w to.
- Musisz- warknęła dziewczyna o imieniu Clarisse- Twoja cudowna dziewczyna się zbuntowała! Zastanawiam się tylko, czy nie działała po stronie tytanów już prędzej.
Percy za jednym zamachem sięgnął po miecz, i skierował go w stronę Clarisse.- Cofnij to.
- Percy, Clarisse spokojnie- polecił Grover.
- Percy, uspokój się błagam- poprosiła Piper, podchodząc do nas. Rozpłakała się, a ja nie wiedziałam co mam zrobić by jej pomóc. Przytuliła Percy'ego.
Strącił jej rękę, po czym odwrócił się i ruszył w innym kierunku.
- Przypilnuje go- oświadczył Nico Di Angelo.
- Ja też- dodała Piper.
Pobiegli w stronę jaką poszedł Percy.
Patrzyłam jak ich sylwetki znikają, mi z pola widzenia po czym spojrzałam na Grovera.
- To nie może być prawda.
W jego głosie było słychać rozpacz, drgała mu warga i wyglądał jakby miał się rozpłakać.
Spuściłam głowę. Właśnie, ze może.
- Też nie chce w to wierzyć- westchnął centaur.- A tak przy okazji...Chejron jestem- spojrzał na mnie.
Uśmiechnęłam się słabo.
- Chwila...Ty..Ty uczyłeś Achillesa?- Pokiwał głową.
- Aha.
- Wow- zaśmiał się- A ta Annabeth była kimś ważnym?
- Dla obozu? Wiele razy wymyślała jakąś mądrą strategię...Trafiła tu mając siedem lat. Zawsze miała jakiś pomysł.
- Jak poznała się z Percym?
- O to musisz spytać go. A teraz chodźmy. Pan D czeka.
Percy:
' To nie może być prawda!' Ona by tego nie zrobiła. Wszyscy, ale nie ona. Nie moja pani mądralińska.
- Dlaczego mi to zrobiłaś?- Wykrzyknąłem zrozpaczony padając na kolana, na piasek.
Wiem, że mnie nie słyszy i powinienem być twardy. Ale nie potrafię. Tyle razem przeszliśmy. I co ona chce to zaprzepaścić?
- Percy- podniosłem głowę i zobaczyłem Nico.
- Zostaw mnie w spokoju.
- Percy, rzucanie się na Clarisse nic ci nie da- dołączyła do nas Piper.
- Nie wtrącaj się! Ktoś pytał cię o zdanie?
- Nie wrzeszcz.
- To dajcie mi spokój!
- Percy- usiadła obok mnie.- Wiem, ze ci ciężko.
- Nie wiesz, a teraz spadajcie.
- Jaki ty jesteś uparty- mruknął zirytowany Nico.
- ODWAL SIĘ! I TY TEŻ- Spojrzałem na Piper.
- Wydzieranie się na cały regulator nic ci nie da- dodał syn Hadesa.
- Czy wy nie rozumiecie, ze chce być sam?- Spytałem siadając po turecku i patrząc na zatoczkę.
I pomyśleć, ze kilka lat wcześniej pod jej wodą przeżyłem najlepszy pocałunek na świecie.

' - Glonomóżdzku, Clarisse nas zabije, ze tak długo nas nie było- roześmiała się.
Szliśmy za rękę w stronę domku Ateny.
- A co mnie to- wzruszyłem ramionami.- To oni nas tam wrzucili.
- Czasem jesteś gorszy od niej.
- Ach tak?- Pokiwała głową.
Dopiero teraz dotarło do mnie, ze dygocze z zimna. Ściągnąłem bluzę i narzuciłem na jej ramiona.
- Ale kochany również.
- Dlaczego jestem gorszy.
- Bo tak.
- Co mam przez to rozumieć?- Spytałem uśmiechając się chyrze.
- To, ze cholerny głupek z ciebie.
- Ach tak...Jak ten głupek cię złapie- rzuciła się biegiem przed siebie, śmiejąc się jak głupia. 
Biegłem za nią, miała nadzieję, ze ją nie dogonię.
No cóż, przeliczyła się.
Dogoniłem ją po czym wziąłem na ręce i okręciłem wokół własnej osi.
Zarzuciła mi ręce na szyi, wtulając się we mnie i piszcząc z uciechy.
- No co ja widzę- uspokoiłem się, lecz miałem takiego pecha, że zahaczyłem o jakiś korzeń i wylądowałem na ziemi, a Annabeth na mnie,.
Nie żebym narzekał, ale następnym razem ja chce być na górze.
- Kilka lat wcześniej chcieliście się udusić- zobaczyłem nasza przyjaciółkę Thalię, zbliżającą się do nas z uśmiechem.
- Stare dzieje- oświadczyłem.
- No mam nadzieję.
- Ruszył swoje szare komórki- moja dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Zrobiłem obrażoną minę, co rozbawiło dziewczyny.
- No, cóż nie chce wam przeszkadzać, ale chyba coś mi wisicie.
- Ach tak?
- Tak. Frytki, i cole.
- Idź sobie Thalio!- Rozkazałem.
- No Percy.
- No idź.,
- No nie bądź świnia.
- No weź mnie nie wyprowadzaj z równowagi.
- No bo zaraz ci przywalę.
- No zaraz zrobię, popis wodny tego stulecia.
- No weźcie się ogarnijcie- wtrąciła Annabeth kręcąc rozbawiona głową.- Ruszaj tyłek.
- Ty po jej stronie.
- Kobieta, zawsze stanie po stronie kobiety.
- Nie zawsze- szepnęła mi na ucho, na co się uśmiechnąłem- Ty jesteś dla mnie ważniejszy.
- A jakby było inaczej...To źle by się skończyło.
- Jakby mi coś odbiło przypomnij mi, dobrze?

- Nawet nie próbuj zapomnieć.'

- Percy- Nic usiadł po mojej prawej stronie- Znajdziemy sposób by ocalić Annabeth.
- No i co?- Parsknąłem- Przecież ona woli ode mnie tytanów.
- Nie wiesz jak było.
- Clarisse wie...Obiecała mi. Przysięgała...- Spuściłem głowę.
- Percy- Piper objęła mnie ramieniem, i tym razem się nie wyrwałem. Wtuliłem się, w nią, zaciskając powieki, by nie zacząć przy nich ryczeć. Nie wypada, w moim wieku, co nie.
Głaskała mnie po włosach, szepcząc słowa otuchy.
- Damy rade- odezwał się Nico.- Już nie raz byliśmy w tarapatach.
Wtuliłem się w Piper, nie odzywając się.
Wyobrażałem, sobie, że to Annabeth. I że to głupi koszmar.
Ale najwyraźniej, to była smutna rzeczywistość. 
- Uspokój się. Musimy teraz zająć się obozem i Teneshą- zaśmiałem się.
- No wiem.
- Dlaczego zająć Teneshą- Piper, odwróciła wzrok.
Tylko ja i Annabeth wiedzieliśmy, ze od momentu, kiedy Jason zostawił ją dla jakieś innej laski, i zranił ją przy całym obozie, zaczęła gustować w dziewczynach. Mnie to nie przeszkadza.
Ale czy Teneshie nie będzie? Chociaż patrząc na to, jak się w nią wgapiała..
- Co teraz będzie?
- W jakim sensie Nico?
- Nadchodzi wojna... A Annabeth nie ma.
- Zaraz ci przywalę- warknęła Piper, patrząc na mnie. Odsunąłem się od niej.- Nie rozmawiajmy teraz o tym.
- Nie, Nico ma racje. Musimy być przygotowani.
- Co oni mogli jej obiecać?- Spytałem patrząc w niebo.
- Chyba się domyślam- wtrąciła nieśmiało Piper.
- Nie chce mi Się w to wierzyć, że po tylu latach..
- Tobie?! Co ja mam powiedzieć?- Westchnąłem smutno.

- Chodźmy, zobaczyć, jak idzie Teneshie spotkanie z Panem D.

Przepraszamy za błędy.
~~ Tenesha Tale Diana Jackson.

czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 1


Percy:

Wszystko na początku zapowiadało się dobrze. Miałem pewne plany, co do Annabeth oraz do moich najbliższych przyjaciół. Nie niepokoił mnie fakt, że się do mnie nie odzywała, gdyż my herosi nie możemy używać telefonów, bo równie dobrze, mógłbym stanąć w jakimś dobrze widocznym miejscu dla potworów i wykrzyknąć głośno ' Hej. Tu jestem. Macie załatwioną kolację'

Używamy, więc tylko iryfonów, ale to tylko czasem.
Wsiadając z Paulem i moją mamą do samochodu, po pysznym śniadaniu  składających się z niebieskich gofrów i niebieskiego napoju. ( Dlaczego niebieskie? To mój ukochany kolor, niegdyś śmierdziel Gabe uważał to za głupotę i rzecz nie możliwą. Tylko, ze takie słowo nie istnieje u mojej mamy. )
Percy może zaliczyć cały rok szkolny jego śniadanie może być niebieskie'. Żartujemy na temat niebieskiego jedzenia od bardzo dawna, jeszcze wiele lat przed tym, gdy dowiedziałem się prawdy o moim ojcu. Kojarzycie te mity o tych bogach olimpijskich? A więc oni nadal istnieją, i razem ze wschodnią tradycją przenieśli się do Ameryki. I jestem synem pana mórz. Synem Posejdona. Fajnie być celebrytą wśród kałamarnic. Nie ma, co.

Możecie mieć różne wyobrażenia, ale jak się go spotka...Można go pomylić z jakimś plażowiczem z Karaibów.
Ostatnim razem, gdy się widzieliśmy był ubrany w wzorzystą koszulę z krótkim rękawem, na której były wymalowane palmy kokosowe, czarne bermudy i skórzane sandały.
Mój ojciec jest równym gościem, no chyba, że się wkurzy, to można przez przypadek zmienić się w wodorosty. Na początku się go obawiałem i miałem żal, teraz rozumiem, dlaczego nas opuścił. Nie
Wyobrażam sobie boga mórz mieszkającego z nami w naszym małym mieszkanku na Upper East Side.

Jednak teraz nie żałuje. Moja mama jest szczęśliwa z Paulem, z którym się przy okazji bardzo zaprzyjaźniłem.

Siedząc w jego czerwonym priusie, po czym ręką sięgnąłem do kieszeni. Czułem tak Orkana. To mój miecz, dla śmiertelników wygląda jak długopis, i tak jakby jest nim do chwili, gdy nie zdejmę zatyczki.
Jednak ma długą niezbyt przyjemną historię. 


Dostałem go w pierwszym roku na obozie, nie licząc tego, ze prędzej załatwiłem ( tak mi się wtedy przynajmniej wydawało) moją nauczycielkę Matematyki.

No i tak właśnie Orkan jego greckie imię to Anaklymos ( Tł. Wzburzona fala) należy do mnie. Fajnie, co nie. Nie ma, co, jestem przygotowany na wszystko. Na walkę z potworami i na kartkówkę z matmy.
Westchnąłem wyglądając przez okno. Coś mi się przyglądało się, już nauczyłem się rozróżniać, kiedy moja śmierć jest blisko.
Odwróciłem głowę, ale nikogo nie udało mi się dostrzec.
' Gdyby była tu Annabeth'
Na wspomnienie mojej dziewczyny, uśmiech wstąpił mi na twarz. Nigdy nie będę żałował, że jestem półbogiem. Inaczej bym jej nie poznał. Może i jest zaborcza, ale szczerze...Mnie się podoba. No może niegdyś wkurzało mnie to, jak się wkurzała o moją kumpelę Rachel ( jest wyrocznią), ale teraz jest ok. Na razie.
- Percy. Wszystko w porządku?- Mama spojrzała na mnie w lusterku. Chciałem odpowiedzieć, ze tak. Ale wcale nie było. Z resztą, nie umiem jej za dobrze kłamać.- Coś się dzieje?
- Nie, jest dobrze- uśmiechnąłem się w jej stronę. Och, kolejne genialne kłamstwo Percy'ego Jacksona. ( A potem się dziwię, że kończę niemalże, jako kolacja dla potworów)
- Ale gdyby się coś- zaczęła, na co westchnąłem. Paul postanowił mi pomóc, bo wtrącił:
- Percy by nam powiedział. Nic się nie dzieje- może nie chciał dać tego po sobie poznać, ale i on czuł, że coś złego się wydarzy.
- Niech będzie-westchnęła.- A jak z pamięcią? Już lepiej.
- Tak, tak- westchnąłem wyglądając przez okno. O co chodzi z pamięcią? Pewna wkurzająca bogini ( Ehem Hera Ehem) sprawiła, ze zapadłem ' w zimowy sen’, przez co przespałem ileś miesięcy, po czym wyczyściła mi pamięć i wysłała do rzymskiego obozu. Czego teraz nie żałuje, ale wtedy chciałem dać jej w twarz.
 Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. I nie wiem czy to z tęsknoty, czy z jakiegoś innego powodu, ale zobaczyłem Annabeth. Pomrugałem i już jej nie było. Westchnąłem zamykając oczy. Martwię się o nią, co jeśli na tej misji stało się coś złego?
- Cieszysz się z powrotu?- Zagadnęła mama.
Uśmiechnąłem się.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo...Stęskniłem się za obozem..
- Raczej za Annabeth- mruknęła mama, spoglądając na mnie w lusterku. Poczułem jak się rumienię. Będzie mi teraz dogadywać? Świetnie.
- Nie zawstydzaj go Sally- Paul roześmiał się.- Od tego jest Annabeth.
- Ty też?- Pokiwał głową.
- To za pana Popisa.
- Posejdon też tak powiedział!- Wykrzyknąłem.
- Wiadomo, po kim jesteś tak ...
- Przystojny.
- W 3 % mądry- mama wybuchła śmiechem a ja zrobiłem obrażoną minę.
Popis nie ze mną te numery. Jestem Percy Jackson! Światowa gwiazda, najlepszy celebryta wśród morświnów, i wielorybów.
' Boże, w jakim towarzystwie się obracam'
' Skończysz, jako sprzedawca ryb za 10 centów'
- Popis...Ty ze mną nie zadzieraj...Mam na ciebie masę ciekawych rzeczy.
- Nic nie pobije twojego zdjęcia z kąpieli, gdy byłeś małym chłopcem.- Oświadczyła mama uśmiechając się szeroko.
-Zatopiony.
- Mamo! Miałaś to spalić.
- Ale Annabeth je chciała.
- Święty Boże to Annabeth je widziała?
- Ma takie w portfelu.
W samochodzie zapanowała cicha. Widziałem, jak Paul ledwo wytrzymuje.
Annabeth widziała to zdjęcie. Ok Zeusie, droga wolna. Błagam spal mnie!

Już słyszałem ten śmiech Zeusa, słyszącego to.
' Ej no nie poddawaj, się Hermes ukradł pięćdziesiąt król idąc w samej pieluszce. '
' Ty porównujesz mnie do nich?'- Warknąłem  myślach. Za pewne gdyby moja podświadomość miała ramiona, wzruszyłaby nimi i rzuciła:
' Możesz skończyć jak Dionizos'
- Nie. Nie. Nie!- Wykrzyknąłem zrozpaczony ukrywając twarz w dłoniach.
- Ale Percy, nie widziała zdjęcia, gdy byłeś mały, byłeś ubrany w sweterek w takie słodkie rybki i bez zębów. Ono jest takie słodkie.

- Naprawdę mnie nie kochasz?
Paul zachichotał.- Ty się nie śmiej. Założę się, ze na ciebie też coś ma.
- Na ciebie ma więcej...
- Nigdy więcej nie zapraszam do nas Annabeth- mama uśmiechnęła się wymuszanie.- Mamo.
- No, bo ja dałam jej cały album- Paul ryknął śmiechem, a ja miałem ochotę się utopić.
Gdyby to było możliwe.
' Cholerne zdolności dzieci Posejdona'
- Sally Jackson...Dlaczego? Zawsze byłem dobrym synem.
- No, bo oglądałyśmy filmy z tobą, gdy byłeś mały.
- jeszcze lepiej.
- Uważaj, bo się zapowietrzysz- zwróciłem się do Paula. Założyłem ręce na klatce piersiowej.
- Nic takiego się nie stało.
- Nic? Ona ma moje zdjęcie z kąpieli.
- A co to za różnica, przecież już cię widziała.
Zarumieniłem się po same uszy. W tym problem, że nie widziała. Nie miała, kiedy.
- Lepiej, żeby nie widziała- odezwała się mama- Jeszcze nie daj boże wyjdą takie małe Persusie. Wiesz, jakie to nadpobudliwe jest?
Ukryłem twarz w dłoniach. Pierwszy raz chciałem mamę ukatrupić.
- Mam cie dość.
- Tak? A w wieku dwunastu lat za mną płakałeś, gdy spóźniłam się 10 minut do domu.
- Tego nie było.
- Ta jasne.
- Za moich czasów- wtrącił Paul.
- Ujeżdżało się dinozaury.
- Czy coś sugerujesz?
- Musiała cię widzieć. Co to miało znaczyć.
- - Po ostatniej scenie, gdy was nakryliśmy myślałem, ze wiesz..
- Nie nie zostaniesz dziadkiem.
- Bardziej byś się postarał.
- Powiedział geniusz.
- Ta no właśnie- wtrąciła niepewnie mama, ale ja i Paul byliśmy zajęci dogadywaniem.
- Sam se zrób dzieciaka.
- Och...Chcesz brata.
- Albo siostrę.
- Agggr.
- Percy wdech i wydech, tak jak pedagog szkolny mawia.
- On mówi, żebym zjadł mak! Zastanawiam się, czy on nie jedzie na grzybkach halucynkach.
- One są najlepsze.
- próbowałeś je- Paul się uśmiechnął.
- Paul- mama popatrzyła na niego surowo.
- Ja..Nie...Ee..To nie tak.
- Ja. Mamy cię!
- Zamknij się Percy.
- Dacie mi coś powiedzieć?- Spytała niepewnie mama.
- Ta jasne.
- Chciałbyś rodzeństwo?
- Przed chwilą o tym gadaliśmy... Z resztą mam Tysona.
- Ale takie normalne .
- Obrażasz wielkoluda? Jak możesz, zapłakałby się na śmierć.
- Oczywiście, jesteś takim kochanym synkiem, że nic mu nie powiesz.
- No, tak. Nic nie powiem.
- A więc?
- No...Czemu by nie...Fajnie by może było.. A..Mamo, dlaczego pytasz?
- Tak o- uśmiechnęła się szeroko.
- Jesteśmy na miejscu- mruknął wesoło Paul- Też bym chciał być herosem.
- Herosem to ty jesteś...
- Powiedz, że w łóżku a pawia masz gotowego- wtrąciłem śmiejąc się jak głupi. Odpiąłem pas, po czym otworzyłem drzwi- Uciekam. Kocham was.
- My ciebie też.
- Przeżyj.
- Paul...Ja bym nie przeżył- uśmiechnął się, po czym spojrzał na mamę bliską łez. Jak zwykle to samo.
- Mamo nie wyjeżdżam na zawsze.
- No właśnie.
- To tylko dwa miesiące.
- Będziemy mieli czas dla siebie.
- No nie do końca.
- Sally?
- Mamo?
- Do zobaczenia Percy.
- Okey...
' Tajemnice...Nie zdziwię się jak wrócę do domu, i będzie nowy członek rodziny'

Tenesha:
Siedziałam z mamą samochodzie wyglądając przez okno. Miałam ogromny żal do mamy. Jak mogła tyle lat mnie okłamywać. Ok, może Grover wspominał coś o tym, że żyjąc w niewiedzy byłam bardziej bezpieczna, ale czy ona się liczy do cholery z moimi uczuciami? Czy  ja cokolwiek dla niej znaczę?
' Czy kiedykolwiek znaczyłam?'
Do oczu napłynęły mi łzy.
Nie rozkleję, się. Nie przez nią.
Spojrzałam na mamę, była smutna. Jasne, niech udaje dalej.
- Tenesho.
- Ile jeszcze?- Warknęłam nie spoglądając na nią. Usłyszałam jak wzdycha- Ile?
- Nie chce byś tam..- Urwała.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi prawdy?
- Z troski- przewróciłam oczami- Naprawdę. Nie chciałam byś cierpiała, mam tylko ciebie.
- I swoja ukochaną prace.
- Tensha.
- Co?- Warknęłam- Prawda boli, co nie?- Do oczu napłynęły łzy, pomrugałam.- Dlaczego mój ojciec, nie może być kimś normalnym.
- Trudno.
- Trudno?- Wykrzyknęłam oburzona.- To określenie tu nie pasuje.
- Zakochałam się w nim. Co mam ci więcej powiedzieć.
- Skąd wiesz, ze to Apollo?
- Powiedział mi.
- A mam ci w to wierzyć, ponieważ?- Zjechała na pobocze.
- Bo jestem twoją matką.
- Słaby argument.
- Tenesha.
- Co będzie dalej? Ze mną?
- Będziesz trenować...Jest wiele takich dzieci.
- co jeśli mnie nie zaakceptują? Mam trudny charakter.
- Nie ty jedna. Słuchaj będziesz...
- Co?
- Apollo nie miał tylko ze mną romansu.
- Świetnie. Czyli będę mieć rodzeństwo?!- Pokiwała głową. Odpięłam pas.
- Co tu robisz?
- Wychodzę. Żegnam. Nie musisz mnie szukać...I nie czekaj..Nie wiem czy wrócę. Potwory mnie zjedzą.
- To nie są żarty!- Zamknęłam z trzaskiem drzwi. Po czym pobiegłam w stronę wzgórz, powstrzymując łzy. Nie jest łatwo się dowiedzieć, ze twój ojciec jest greckim bogiem.

Rzuciłam plecak na ziemię, po czym usiadłam na niej i w końcu nie wytrzymałam.
Rozpłakałam się.
Nie mam siły, moja najlepsza przyjaciółka robi mi ciągłe wyrzuty. Niegdyś byłyśmy nie rozłączalne, a co z tego? Raz nie byłam na jej zawołanie to mnie olała. 
Do tego matka ciągle myśli o pracy, a ja jej potrzebuje. Te sny...One są koszmarne. Czuje ból tego chłopaka...Czuje się tak jakbym była tam razem z nim.
Ukryłam twarz w dłoniach.
- Płacz nic ci nie da- wytarłam łzy i rozejrzałam się. Nikogo przy mnie nie było.
Gdy nagle w jednej chwili koło mnie zmaterializowała się jakaś dziewczyna.
Była to blondynka o szarych niemalże burzowym odcieniu oczach. 
Była ubrana w grecką zbroję, pomarańczowy podkoszulek, czarne dżinsy i trampki. W Ręce natomiast miała jakąś czapkę.
Odsunęłam się nieco od niej.

- Nie bój się- poleciła spokojnie, siadając obok mnie. Z kieszeni wyciągnęła haftowaną husteczke, po czym mi ją podała.- No weź.
Niepewnie ją wzięłam.- Nieśmiała jesteś, jak na taką dziewczynę.
- To znaczy?
- No wiesz glany..Podarte dżinsy- zaśmiała się- Przypominasz mi, Thalię.
- Kogo?- Machnęła ręką.
- Nazywam się Annabeth Chase, a ty?- Mimo wszystko musiałam przyznać, że ładna jest, gdy się uśmiecha. Może jej oczy były nieco przerażające, ale nie wyglądała na kogoś, kto chciałby mnie zabić.
- Tenesha Tale.
- Miło ciebie poznać.  Jesteś córką jakiegoś boga prawda?- Pokiwałam głową.
- Skąd wiesz?
- Też mam boskiego rodzica.
- kto nim jest?
- Atena...Ale nie chce o niej rozmawiać. Musze iść- zaczęła się nerwowo rozglądać- Jakby ktoś pytał...Nie widziałaś mnie.
- Dlaczego?
- Bo tak. Przysięgnij mi, ze nikomu nic nie powiesz- w jej oczach zalśniły łzy- Muszę trzymać się od nich z daleka- z utęsknieniem spojrzała na wzgórze. - Jakby ktoś mnie tu zobaczył.- Myślałam, ze się popłacze. Tak wyglądała.
- Coś się stało?
- Nie ważne. Idź na wprost, wzdłuż wzgórz..Zobaczysz..O nie- wykrzyknęła, po czym nałożyła czapkę niewidkę i zniknęła. Spojrzałam w kierunku, w jakim patrzyła.- To on- odezwała się cicho. 
Z samochodu wysiadł jakiś chłopak.
Nie..Nie jakiś. To on. Przełknęłam ślinę.
- Znasz go?
- Nie da się nie znać, kogoś, dla kogo się żyje.
- Aaa..
- To mój chłopak...A raczej był- westchnęła.- On cię zaprowadzi...Uważaj na siebie... A i..Daj mu to- koło mnie na ziemi, pojawił się jakieś paciorki.- Daj mu to.
- Ale.
- Uważaj.
- Gdzie idziesz? Proszę, chce iść z tobą?
- To chodź- szepnęła głośno wzdychając.- Będę do ciebie po cichu mówić, ok.
- Ta jasne- narzuciłam plecak na ramie, po czym ruszyłam za głosem nowo poznanej dziewczyny. Gdy oddaliłyśmy się nieco od wzgórza, zdjęła swoją czapeczkę.
- Nie chcesz ze mną iść.
- Dlaczego do niego nie pójdziesz?
- Bo nie stoję już po ich stronie.
- Jakiej stronie? Annabeth...- Warknęła i tupnęła nogą.
- Już rozumiem, dlaczego Luke się zbuntował! Bogowie, ciągle psują nam życie. Gaja ma rację, u niej będzie o niebo lepiej- odgarnęła kosmyk włosów.
- Nie wyglądasz za pewną, swojej decyzji.
- Bo nie ma ze mną Percy'ego.- spuściła głowę.- Kocham go najbardziej.
- To go przekonaj...I pozwól mi z sobą iść. Nie chce tam w sensie do obozu trafić, skoro uważasz, ze Bogowie nie są za dobrzy.
- Są okropni! Mam ich dość, mam nadzieję, ze tytani zmiotą ich z ziemi- dopiero teraz dotarł do mnie fakt, ze Annabeth ma złote oczy, a gdy wspomina o tym Percy'm, ma szare.
- Ty masz złote oczy. Ktoś tobą manipuluje!
- Co? Nie.
- Widziałam.
- Coś ci się pomyliło.
- Teraz mówisz i zachowujesz się jak typowa lalka.
- Tą typową lalkę kocha syn boga mórz.
- No nieźle, daje dużo autografów- widziałam jak zagotowała się ze złości, podczas, gdy ja śmiałam się jak głupia.
- Weź się odwal i idź tam.
- Chce iść z tobą.
- Nigdzie z tobą nie idę!- Warknęła.
- Kto tobą manipuluje?! Bogowie są dobrzy.
- Nie.
- Tak!
- Nie znasz, ich oni chcieli zabić Percy'ego.
- Och...
- Nienawidzę ich- nagle zamrugała i jej oczy znowu były szare.- Chociaż, gdyby nie oni ja i Percy...- Pokręciła głową- Ważne jest to, ze trzeba ich zniszczyć.
Patrzyłam na nią jak na świra.
- Że kurwa, co?
- Jajco!  Słuchaj prawie osiem lat czy dziewięć słuchałam się bogów...I za każdym razem...Niemal traciłam tego głupiego glonomóżdzka...
- Teraz też go stracisz.
- Nie stracę. On mnie kocha i przejdzie na stronę tytanów.
- Tak jak podczas walki z Kronosem- spojrzała na mnie zaskoczona. Machnęłam na to ręką- Annabeth nie wiem, kto tobą manipuluje.
Nagle wyprostowała się jak struna, jej oczy zrobiły się jeszcze jaśniejsze.
- Chcesz iść ze mną?- To nie był jej głos. Nieśmiało pokiwałam głową. Uśmiechnęła się szatańsko.
' Kolejny świr'
- Za miesiąc przyjdę tutaj, podszkolisz się trochę...wtedy zdecydujesz, czy się przyłączysz.
- Niech będzie. Ale to ty będziesz żałować..Co jeśli twój Percy zakocha się w kimś innym- sięgnęła po sztylet, ale nie wyciągnęła go. Ledwo opanowała łzy.
- Zrób wszystko by się tak nie stało. Spróbuj go przekonać..
- Nie, zrobimy tak. Ja tu przyjdę, z podjętą decyzją... Przyjdę, z nim...- Pokręciła głową.
- Nie...Rozumiesz..- w końcu łza wydostała się jej z oka. 

- Koniec, kropka. A teraz żegnam.- Zawróciłam się i pobiegłam przed siebie.
Nigdy nie chciałam być swatką, ale widocznie ten morski chłopak, jest kimś wyjątkowym skoro ona tak cierpi z tęsknoty.
I kto wie, może się zakolegujemy.
Percy:
- Grover!- Wykrzyknąłem widząc mojego najlepszego kumpla. Gro, jest satyrem, na początku byłem w szoku, ale potem zrozumiałem, że to nie ma dla mnie różnicy, czym jest. Jest najlepszym kumplem pod słońcem. Poznaliśmy się w szkole YANCY, jak się później okazało to on ' zobaczył' we mnie herosa.
Kozłonóg spojrzał na mnie, a po chwili znalazłem się  niedźwiedzim a raczej kozim uścisku.
- Peercy- zabeczał, przytulając mnie do siebie- Boże, myślałem, już, że nie przyjedziesz.
- odliczałem dni do obozu.
- Dobrze cię widzieć.. Co słychać?
- To, co zawsze, tyle, że tym razem kilka razy widziałem się z Frankiem i Hazel no i Rachel.
-, O, co słychać u naszej wyroczni?
- Nie wdała się w bójkę.
- jej...Udało jej się- zaśmialiśmy się.- Może będzie panienką z dobrego domu- popatrzyliśmy na siebie, po czym wybuchliśmy śmiechem.
Prędzej Clarisse stanie się lalunią, niż ona będzie panienką z dobrego domu.
- Gdzie Annabeth?- Pobladł, a mnie uśmiech znikł  z ust.- No gdzie się ukryła? Niech zgadnę, czyta kolejną książkę z architektury, co... I wiesz...Zarzuciłem tylko na jedno ramie plecak, po czym zacząłem w nim grzebać. Wyciągnąłem książkę.- Chciała coś nowego do czytania o architekturze...Na pewno jej się spodoba- kozłonóg był bliski płaczu.
- Hej, nie wzruszaj się.
- Jasne.
- Grover, to gdzie jest Annabeth?
- Nico na ciebie czeka- zmienił nerwowo temat.
- Później do niego wpadnę, z resztą, nie miałeś być z tą no...Teneshą.
- Ona przyjedzie później i wiesz ona jest cudowna.
Wybuchłem śmiechem.
- Grover masz dziewczynę, Kalina się obrazi.
- Co nie..Nie o to biega..
- Jasne, stary Grover się zakochał.
- Kocham Kalinę. Wiesz jak jest, gdy się- ugryzł się w język.
- Oj tak..Najpierw duszenie, a teraz kochanie- uśmiechnąłem się. Rozglądałem się za panią mądralińską, ale nigdzie jej nie widziałem. Nie widziałem też Clarisse.
- Chodźmy do domu Nico.- Pociągnął mnie za rękę w stronę domku syna Hadesa. Chciałem coś powiedzieć, ale czułem, ze jak tam nie pójdę, to zje całą zastawę sztućce podczas kolacji. 



No i jest pierwszy rozdział.
Wybaczcie masę błędów, ale komputer nam nie pomaga.
No nic, jutro powinna pojawić się druga notka.
Wesołego Nowego Roku.
~~ Tenesha Tale  & Diana Jackson.

poniedziałek, 23 listopada 2015

We live, as we dream- Alone: Prolog cz.2


* Oczami Percy'ego:


Kiedy po roku wracałem do Obozu Herosów, miałem nadzieję, że to lato będzie wreszcie spokojne. Że spędzę trochę czasu z Annabeth ( moją dziewczyną. Jest córką Ateny. Muszę się mieć na baczności, jej matka najchętniej spaliłaby mnie na popiół), że pośmiejemy się z Groverem z najmłodszych herosów przypominając sobie, jaki ja byłem w ich wieku, a z Nico zrobimy  sobie walki na miecze. 

Ze poznam się z nową dziewczyną z obozu zwaną Teneshą, o której Grover wspominał. I może się z nią zaprzyjaźnię.
Oczywiście byłem w błędzie.
Przez te wszystkie lata powinienem się nauczyć, ze życie herosa to nie bajka. Kiedy w wieku dwunastu lat poznałem prawdę i zostałem oskarżony o kradzież pioruna piorunów, a potem musiałem wyruszyć z Annabeth w wyprawę na morze potworów coś powinno mnie nauczyć. Ale nie, jak zwykle się łudziłem.

Za pewne się dziwicie, skoro wspomniałem tylko dwa wydarzenia, co z resztą. A więc: w pierwszym roku na obozie tak jak wspominałem miałem odnaleźć piorun piorunów Zeusa, za rok musiałem ( a raczej wyruszyłem, za nim pomyślałem)  na niebezpieczną wyprawę na morze potworów by odnaleźć mityczne złote runo i uratować tyłek mojego najlepszego przyjaciela Grovera, gdyby to było mamo w tym samym roku przed świętami bogini Artemida została porwana no i moja Annabeth, przez co u Boku Thali, Grovera, Zoe i Bianki wyruszyliśmy im na ratunek. Wyruszyła piątka, wróciła trójka. Nieźle, co nie?

A zeszłe wakacje? Szkoda gadać, nie będę opowiadać jak to jest chodzić po labiryncie, czy walczyć z Kronosem. Do dziś drżę na wspomnienie tych wydarzeń.
No, więc myślałem, ze w końcu sobie odpocznę.
Ha. Musiałbym przestać być herosem by spędzić normalne wakacje bez oddechu śmierci na moim karku.

Jednak nie podejrzewałem, że stracę coś, co jest dla mnie najcenniejsze.

Autor: Diana Jackson & Tenesha Tale XD
Przepraszam za błędy

"Niebezpieczeństwo jest ciche. Nie usłyszysz gdy nadleci na szarych piórach. "

środa, 21 października 2015

We li­ve, as we dream-Alone : Prolog



* Oczami Teneshy:


' Broń Kronosa pojawiła się w jego ręce: dwumetrowy sierp, w połowie z niebiańskiego spiżu, w połowie ze stali śmiertelników. Sam widok ostrza sprawił, że ugięły się pode mną nogi. Ale zanim zdołałem zmienić zdanie zaatakowałem'

Obudziłam się głośno dysząc i rozglądając się po moim pokoju. Przeczesałam swoje włosy wstając i kierując się w stronę łazienki. Odkręciłam kran przemywając twarz ziemną wodą. Spojrzałam na swoje odbicie. Miałam Worki pod oczami. Nie rozumiałam tego. To nie pierwszy raz kiedy widziałam tego chłopaka.
Widziałam go już kilkanaście razy w moich snach. Kilka lat temu, rysowałam go trzymającego na swoich barkach nieboskłon. ( skąd wiedziałam, ze to on?) Od dziecka kocham mitologię Grecką, jest bardzo bliska memu sercu.
 Zgasiłam światło w łazience i wróciłam do pokoju. Usiadłam przy biurku, wzięłam ołówek i kartkę. Szkicowanie zawsze mnie uspokajało. Oparłam się o rękę i zaczęłam szkicować. Na początku ten rysunek nie przypominał nic, po czym gdy się przyjrzałam bardziej zobaczyłam, że moja ręka sama naszkicowała to co miałam w głowie. Młodego chłopaka z mieczem, patrzącego się na coś z przerażeniem.
 Nie rozumiałam tego. Widziałam go dokładnie. Oczami jakieś dziewczyny. Ledwo wytrzymywał, oddychając głęboko.
Wokół niego odbywała się jakaś walka. Zerwałam się, ściągnęłam bluzę z krzesła po czym jak najszybciej wyszłam z pokoju, żeby nie obudzić mamy. Moje wymywanie zdarza się coraz częściej. Od kilku miesięcy.



Jak najciszej wyszłam na dwór czując się obserwowana. Narzuciłam kaptur na głowę. Jutro zapytam się Grovera o co chodzi. On na pewno mi wytłumaczy...jednak czemu on był w w moim śnie?
Usiadłam na pobliskiej ławce.
' Nie poddawaj się Tenesho'
Rozejrzałam się, za osobą, która mogła to powiedzieć, ale nikogo nie było. Zaczął się jakiś koszmar. 
' Wdech i wydech'
Wstałam i ruszyłam w kierunku dziedzińca , który zaczął żyć. Z znikąd zaczęli się pojawiać jacyś dziwni ludzie. Mieli niemal dwa metry wzrostu. Patrzyli prosto na mnie. Przełknęłam ślinę idąc dalej.
Nie rozumiałam tego, co się dzieje.
- Cześć- odwróciłam się i zobaczyłam Grovera.
- Co ty tu robisz?- zapytałam rozglądając się dokoła.- Co tu się dzieje?
- Byłem w pobliżu.
- W środku nocy chodzisz po Chicago?- uniosłam wysoko brwi. Zaczął się miotać.
- Co ty tu robisz?
- Miałam koszmar, przyśnił mi się chłopak, On walczył...i ledwo wytrzymywał..
- Z kim?- narzucił kaptur na głowę.
- Nie wiem. Z jakimś chłopakiem. Miał taki miecz jakie mamy na lekcji historii.- jego twarz spoważniała. Jego usta poruszyły się w słowie " Percy'- Co za Percy.
- Co, nie...o co ci chodzi?
- Grover...tak ten chłopak ma na imię...ty coś wiesz- przełknął ślinę rozglądając się dokoła.
- Jesteś w niebezpieczeństwie.
- Niby czemu. Grou? Co ty wyprawiasz?- złapałam go za bluzę.- Co się dzieje? To tylko koszmary co nie.
- To się działo naprawdę. Śnił się Percy Jackson.
- Percy...jaki?
- Syn Posejdona- ściszył głos. Wybuchłam śmiechem, patrząc na niego jak na idiotę.
- Kłamiesz...Posejdon to bóg. On nie ma dzieci i nie istnieje.
- istnieje...musimy iść po twoją mamę- dodał pociągając mnie za rękaw- Chodź musimy obudzić twoją mamę.
- Grover- wykrzyknęłam.
- Ciszej...oni nas...widzisz ich- brodą wskazał na wyrośniętych goryli. Pokiwałam głową.- Oni są niebezpieczni. Musimy iść.
- Wyjaśnij mi to.
- Zrobię to w samochodzie. No chodź!
- Czemu jestem w niebezpieczeństwie?- przewrócił oczami.
- Jesteś gorsza od Percy'ego. Twoja mama ci powie.
- Co powie?
- Twój ojciec To Apollo. Bóg piękna i sztuki!


"Oczekiwanie na niebezpieczeństwo jest gorsze niż moment, gdy ono na człowieka spada."